Geoblog.pl    JustynaKucuk    Podróże    sZPIEg W "kRAINIe dRESZCZOWCOw" :D    Brygada RR w Issyk-ata
Zwiń mapę
2009
23
mar

Brygada RR w Issyk-ata

 
Kirgistan
Kirgistan, Issykata
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5439 km
 
Eto NIE był dzien jak co dzien. Idea spadla na nas niczym grom z jasnego nieba! I tak oto postanowiliśmy wybrac się do Issyk- Ata. Pierwsza wyprawa zagorod wzbudzala w nas silne emocje. Zwarci i gotowi wskoczyliśmy do pierwszej lepszej mar6rutki zatrzymanej na skrzyżowaniu, ufając panu kierowcy ze mimo wszystko dotrzemy na Vosto4niy Vokzal. Przemierzyliśmy Jibek Joul wzdłuż i wszerz i ostatecznie ujrzeliśmy wyczekiwany napis. Zanim jednak dane nam było ujrzec mieniace się wszystkimi kolorami teczy, raznocvetniye mar6rutki przyszlo nam zmierzyc się z przejsciem podziemnym. Podzemka dawala o sobie znac na długo zanim się do niej weszlo. Slowami nikak wyrazic nie mozna tego co czulo sie przechodząc pod ziemia. Zdecydowanie musze popracowac nad długością zatrzymania oddechu ;)

Zaczęliśmy od zakupow. Babu6ka sprzedala nam pirojki. Z ziemniakami. Ziemniakami bardzo dobrze przyprawionymi. Na tyle dobrze, ze nikt z nas nie zwracal uwagi na wcale nie lekko już zbrązowiały kolor na4inki. Na dolegliwości żołądkowe jednak nikt pozniej nie narzekal. Ot, jak się organizm w Kirgistanie hartuje! Dokupiliśmy jeszcze napitki, lepiochy - obowiązkowo ze smietana, sandwicze i ruszyliśmy na podboj nieznanego! Pani sklepowa bardzo mnie uradowala swoim… „nieogarnieciem”. Wsłuchawszy się w zachodnia piosnke lecaca ze sklepowych głośników wydala sli6kom bol6uyu sda4u. Nie protestowałam.

Szymano, ktory w ostatnim czasie zostal przemianowany na Dori ( kto ogladal Gdzie jest Nemo? ten wie o czym mowa), dokonal dokładnego przeglądu Avtovokzala. Dori, ktora pamiec miala genialna, a od tej jej genialnosci jeszcze bardziej uderzala jej krótkotrwałosc uznala co i jak. Do odjazdu mielismy jakas godzinke. Nasza brygada „RR” ze smakiem skonsumowala pirojki i z niecierpliwoscia jdala naszej, brazowej – według udzielonych przez pewnego Kirgiza informacji – mar6rutki. Mar6rutka podjechala. I wcale nie była brazowa. Babu6ki ruszyly tlumnie w jej kierunku. Mnie zastanawial tylko jeden dziwnie wpatrujący się w nas ( we mnie ) Kirgiz. Jego kolor skory zdecydowanie odbiegal od „przeciętnej kirgiskiej”. Jego cera była bardzo ciemna, a złowrogo spoglądające w mym kierunku oczka odmalowaly na mej twarzy istne przerażenie. Bylam przekonana, ze ow pan będzie naszym kierowaca. I kiedy tak sobie o tym rozmyslalam, to naprawde nie bylam pewna czy w jednym kawałku do tego całego Issyk – Ata dotre. Czy to na szczescie, czy na nieszczęście wspomniany pan NIE okazal się być naszym kierowca. Nie zmienia to jednak faktu, iż dane mi było przyjrzec mu się ze zdecydowanie zbyt bliskiej odległości. W wyniku przepełnienia mar6rutki ciemnoskóry Kirgiz zajal miejsce stojace tuz obok mnie, prezentując mi od każdej strony swoje wylansowane spodnie, buty elegantki jak również bluze dresowa. Heh, grunt to dobrze dobrany zestaw ;)

W mar6rutce dane nam było zaznajomic się nie tylko z ciemnoskorym Kirgizem. Powszechne zainteresowanie wzbudzilismy wśród babu6ek. Marcinem zainteresowaly się szczególnie. Wystarczy włożyć krotkie spodenki, a już caly Kirgistan przyglada Ci ze się ze szczegolna uwaga. Dori, kak na xoro6o vospitanogo parna przystalo posłuchał rad babu6ek i wyciągnął ciemnoskórym plecaka cieplejsze rzeczy. Sovety okazaly się nie od rzeczy. Postawiwszy nogi na Issyk – ackiej ziemi poczuliśmy wszechogarniający nas chlod. Czulismy się jednak bezpiecznie. Dzieki powszechnemu zainteresowaniu udzielanemu Marcinowi jedna z babu6ek zaproponowala nam nocleg w svoyey kvartirze. Byliśmy przeszczęśliwi nie tylko dlatego, ze wytargowaliśmy cene. Nie tylko dlatego ze mielismy zapewniony nocleg. Babu6ka w drodze poila nasze uszy opowieściami o cieplej wodzie i wszelakich wygodach. Opowieści te rzeczywiscie były niczym miod dla naszych uszu do chwili, kiedy przyszo nam zweryryfikowac babu6kowe opowiastki z rzeczywistoscia…

Na ścianach arrasy, w rogu telewizor marki XX, i 4 lozka starosc których trudno było określic. Marcina oddelegowałyśmy na raskladu6ke. Raskladu6ka skrzypiala niemiłosiernie, co dane nam było odczuc przy każdym ruchu ciala Marcina. A ze nasza Dori do najdrobniejszych i najspokojniejszych nie należała, noc obfitowala w zgrzyty i huki. Raskladu6ka okazala się być jednak o wiele bardziej wytrzymala niż można było się po niej spodziewac. Marcin rano obudzil się na skrzypiących sprężynach, a nie na ziemi. Na tym nie koniec naszych wygod w gorskim kurorcie. Babu6ka dbala o nas bardzo. I 4ay zaparzyla i spuściła wode z kaloryfera, coby nam cieplej było. Operacji tej co prawda towarzyszyly dziwne odgłosy, bałyśmy się nawet z Basia czy aby na pewno babu6ka nie chce nas w powietrze wysadzic, ale wszystko skończyło się pokojowo.

Wieczorem odbylismy jeszczsze spacer po pieknie oświetlonym sanatorium, zakoczywszy nasza wedrowke tuz przy pozdrawiającym nas z samego centrum, towari6u Lenine. Z kapieli w goracyh źródłach zrezygnowaliśmy, nie chcac przerywac ve4erinki kapiacym się na golasa Kirgizom. Tak czy siak wchodząc na teren basenu wzbudziliśmy wśród z nich z Basia niemaly poploch ;) Udaliśmy sie z powrotem do na6ey kvartiri. Woda o zapachu zepsutego jajka utulila nas do snu. Przykrywszy się „ołowianymi” koldrami podarowanymi przez babu6ke, przygryzajacac kire6ki i zapijając je XX – jedynym dostępnym w pobliskim sklepiku piwie popadliśmy w blogi sen. Wylaczyc pie4ki nie zapomnieliśmy. Nie zamierzaliśmy przeciez puscic babu6ki z dymem.

Z samego rana udaliśmy się na kapiele. Zgrzytając zebami, rozbieraliśmy się w mrozie, po czym każdy z nas o ogromnym udovolstviyem zanurkowal w basenie, w którym jak nas utwierdzano temperatura wody mieścila się w przedziale 40 – 50 stopni. Zanurzywszy sie w leczniczych właściwościach wody, po kilku minutach nawet odur psującego się jajka przestal przeszkadzac. Konteplowalismy piekno gor... Gryzło się ono co prawda nieco z otaczającym basem drutem kolczastym, ale nie będziemy się czepiac szczegółów!

Spakowalismy rzeczy, osuszylismy wlosy i ruszyliśmy na osmotr sanatorium dnem. Pieknie było. Tak oldschoolowo. Zreszta, w Kirgizji wszystko jest retro. Od budynkow poczynając, na mężczyznach konczac. Knajpa, w której obiedalismy, tez niczym od stylu retro nie odbiegala. Jedzenie za to serwowala wyśmienite. Ja delektowałam się miejscowym kuurdykiem (pieczone ziemniaczki ze smazona wolowina na ostro posypana natka pietruszki) , Basienka z Anka spożywały natomiast vareniki, podawane natomiast konsystencji zupy. Marcino podobnie jak ja skusil się na nacyonalnoe blyudo. Jego langman niczym nie ustępowal mojemu specjalowi. Posileni zdecydowaliśmy się na zdobycie pobliskiego wodospadu. Niejedno wzniesienie przyszlo nam pokonac. Na niejednym blocie się poślizgnąć. W niejednej kaluzy zamoczyc nogi. Koniec koncow wodospad zostal osiągnięty. O tyle o ile piekno gor zapieralo dech w piersiach, człowiek czul się niczym okruszek o tyle, jak to Anna stwierdzila, wodospady polskie kirgiskim w niczym nie ustępują. I mimo, ze zasadniczo nasze poglady nie znajduja to4ek soprikosnoveniya, nie mogłam się tym razem z nia niezgodzic.

Brak przygotownia do gorskich wędrówek dal mi się we znaki. Przemokłam do suchej nitki. Dzielnie jednak zjezdazalam po gorskich stokach ile tchu w piersiach, byleby tylko zdążyć na mar6rutke. Anka wydzwaniala poganiając nas, podczas kiedy ja wspólnie z Basia i Dori staralismy się zapamiętać każdy szczyt, kazde wzniesienie, każdy drobny szczegół otaczającej nas przyrody. W koncu był to pierwszy wypad zagorod!

Ostatnie ujecie mnie i Barbry na tle mar6rutki majacej nas dowiezc z powrotem do goroda. I pan voditel, nastoya6iy Kirgiz nucący pod nosem narodniye piesni. Zapadłszy w sen, po przeszlo 2 godzinach podrozy obudziłam się w Biszkeku. Przywital nas szum Vosto4nogo Vokzala i zapach unoszących się w powietrzu spalin. Mimo wszystko chyba jednak wole polezniy odur zgnilego jajka ;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
JustynaKucuk
Justyna Kucuk
zwiedził 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 15 wpisów15 0 komentarzy0 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
22.02.2009 - 03.04.2009