Zaczelo sie niewinnie. Dostalam dokładne instrukcje jak odnaleźć kościół katolicki. Nic prostszego, zdawaloby sie. A jednak!
Zamiast podążać za dyrektywami, postanowiłam odnalezc kościół na wlasna reka. Zamiast wziac mar6rutke postanowiłam pojsc sobie pe6kom. Moje genialne idee przełożyły się oczywiście na praktyke. Zwiedzialm bliżej nieokielznana czesc Biszkeku. Pelno tam było avtomoyek, jakis dziwnych magazinov i kafe, do których – jakby to Moni stwierdzila – „bialy człowiek” się nie zapuszcza! Nawet z czystej ciekawości. Wędrując tak po bezkresnych slumsach, nie widzac ani sladu mesta moego nazna4eniya, ani nawet punktow strategicznych, postanowilam porzucic swoja dume i zaufac mapie a nie swojej intuicji. Będąc przekonana ze zmierzam w dobrym kierunku wprost z podziwu wyjsc nie mogłam, kiedy się okazalo ze strony swiata mi sie pomylily! W tej rezygnacji swojej stwierdziłam, ze wracam do domu. Ze kosciol katolicki zdobede innego dnia. Az tu nagle… Podjeżdża mar6rutka. Numer 173. Zdesperowana pytam czy pan do centrum zmierza, a zarośnięty Kirgiz - kierowca oznajmia mi, ze niestety on do wsi Maevka. Mej radości konca nie było! Toz wlasnie niedaleko owej wioseczki mial znajdowac sie kosciol. Zadowolona zajelam miejsce w pustej mar6rutce, spoglądając z niedowierzaniem na otaczajaca mnie rzeczywistosc. Mój wzrok przykula pewna ma6ina… Zaprzeczac nie bede ze mam do nich słabość, zwłaszcza tych starych, sowieckich. A to co zobaczyłam za oknem, eto bilo 6to-to! Samochod na kształt szambonurkowych pojazdow. Jedyne co go odrozniało od WUKO to… KOLOR. Ma6ina bowiem zolta była, a nie pomaranczowa. No i był jeszcze jeden szczegol. Napis: MOLOKO! Mleka z takiego przybytku to chyba bym się mimo wszystko nie napila ;) Kontemplacje otaczającej rzeczywistości zakłóciła pewna pani Kirgizka, która usadowila się tuz obok mnie, niemalże zgniatając mnie swoja masa ciala. Cale szczescie, ze swoje 4emodani- a troche ich było - pozostawila pod opieka meza.
Koniec końców dojechałam do bazaru Bayat! Ogarnęło mnie blogie szczescie. Do czasu… kiedy dowiedziałam się ze do punktu docelowego jeszcze z jakis kilometr mam. Zebrawszy swoje sily podążałam uliczka Vassileva. Zmeczenie natychmiast ustalo, wiejska uliczka urzekala swoim pieknem… Nie bogactwem, a wlasnie pieknem! Bo bogato zdecydowanie tam nie było. Ludzie, jak gdyby w odruchu checi zrekompensowania sobie takich a nie innych warunkow zycia, krasili swoje domiki na wszelakie kolory. W tym sezonie zdecydowanie najwieksza popularnością cieszyl się niebieski. I to jeszcze niebieski we wszystkich swoich odcieniach. Od rozmytych błękitów poczynając, na temnosinim konczac. Drewniane zdobienia balkonow, dodawaly okolicy tyko subtelności. I jeszcze to zachodzące slonce. Jak niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba!