I z „rosyjskimi imperialstami” przyszlo nam się zaznajomic. Pozornie zwykle chłopaki, a w duszy „Sovetskiy Soyuz”. Było ich 3, no przynajmniej pierwotnie. Pa6enka – dobrze wychowany „rosyjski imperialista”, miłośnik hymnu i godla polskiego, praktycznie bez akcentu wypowiadający „Chrzaszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie”! No przynajmniej po odpowiedniej dawce rosyjskiej „ambrozji”. Jeniya – nieodstepujacy Pa6enki na krok jego wierny drug. Milosnik rosyjskiej muzyki wszelakiej, nucacy pod nosem hity rosyjskiej estrady. Wyglądający nie mniej oldschoolowo niż rodowity Kirgiz, mimo ze z Kirgizem to za wiele wspolnego nie mial. No i Sergey . Nasz voditel. W Kirgiza się chłopak nie wdal. Opadające swobodnie na kark wlosy, okulary spuszczone do polowy nosa i ten russkiy akcent. Z Kirgiza to miał jedynie na nogach elegantki.
Postanowili nas nasi druzya zabrac na Burane. Miescinka znajdowala się jakies 60 km od Biszkeku. Slynela stojacym tutaj minaretem. Obecnie wznosil sie na wysokosc 24 metrow, jakkolwiek przed trzesieniem ziemi było mu jakies 48 metrow! Wspiac się po schodkach ba6ni bez okienek, to było cos! Wiatr we wlosach i gory po sam horyzont. Chłopcy prita6ili lepioszki, Moni czestowala pasta ciecierzycowa wg przepisu pani Ani, i tak oto rozpoczęliśmy obedat’ na szczycie wspomnianej Burany.
„Rosyjscy imperialiści” nie zadowalaja się jednak byle czym! Chłopcy postanowili zapoznac nas z turkijska tradycja i odszukali tendyr. Tendyr byl specjalnym piecem sluzacym do wypiekania nie tylko lepioszek ale i wszelakiego rodzaju mies. Zdecydowanie gorace lepiszki to jest to co Polki lubia najbardziej. A już spozywane w otoczeniu makiety samolotu tuz przy wjezdzie do goroda Tok Mok, przeogromnej zreszta, to jest dopiero kayf!
Tak jak było wspomiane „rosyjskich imperialistow” było 3. Okazuje się jednak, ze idee imperialistyczne niosa poklosie. I tak w sobote do Pa6enki, Jeniyi i Sergeya dołączyło jeszcze 2! Podczas kiedy Pa6enka wital nas w swoich włościach przebrany za let4ika, Jeniya wdzial wielofunkcyjna 6lape, Miller i Kadim wydawali się być calkiem normalni. Ale… nie od dzis wiadomo, ze pozory myla!
Pocodzenie Millera było co najmniej skomplikowane. Mowiono o nim kazachski Niemiec. Tymczasem ni Kazachem, ni tym bardziej Niemcem Miller się nie jawil. Nawet ciezko o nim russkiy powiedziec! W wodce kolega nie gustowal. W kwestiach uzywek to zdecydowanie bliżej Millerowi było do Kirgiza. Nastoya6ego Kirgiza! Natomiast jego smiech znajdowal się zdecydowanie poza jakakolwiek klasyfikacja. Rozbrajal wszystkich.
O Vadime powiedziec cokolwiek, trudno. Zamkniety chłopak wsobie był, ot i co!
Tego wieczora chłopcy staneli na wysokości zadania. Taki plov przygotowali, ze palce lizac! Nawet Dorka, stroniaca od baraniny zajadal się jirnim mieskiem. Tego wieczoru wlasnie Miller zasłynął opowiescia o 4ernoy sobake. 4ernaya sobaka była niczym refren tego wieczoru. Miller nie lada bajkopisarzem był. Wysil się i na historie o muchach w zachodnich pisuarach! A przeciez wspomniane tu zostaly jedynie historie dopuszczone przez cenzure do publicznego obiegu.
Mimo wielosektorowych staran ( sformułowanie to dedykuje mojemu kirgiskiemu u4itelowi Vove, który jakims cudem pozwolil mi zdac egzamin z matematyki! ) „rosyjscy imperialiści” nie przekonali nas do przyjecia rosyjskiego obywatelstwa! Zakonczylo się na zafrapowaniu nas pesnyami Mertvix Delfinom! Podczas kiedy w uszach dzwieczala piosnka „Kotiki – narkotiki” szalony Kirgiz wiozl nas do domu. I czy to wina szalonego Kirgiza, czy nieoswietlonych podbiszkeckich ulic, złapaliśmy gume. Taxist z takim impetem wpadl w dziure, ze sobie felge zlamal. Postanowiłyśmy z dziewczętami wykorzystac chwile na nocne kontemplacje. Moni objaśniała mi i Barbrze gdzie szukac malego i wielkiego wozu, a Dorka z Kirgizem zmieniali kolo. Zmienili. Pojechaliśmy. Dojechalismy. Poszlimy spac. A „rosyjscy imperialisci” kayfovali sobie na da4i do dnia nastepnego…