Osz Bazar…
Było wszystko to, czego się spodziewałam. Wszystkie odcienie zieleni, czerwieni, zolci… Przyprawy, owoce, warzywa, zielenina, bakalie i suroweczki. Hitem zostala marchewka przybierajaca dziwne kształty zmieszana z bakłażanami. Cos czuje, ze już jestem addicted ;)
Były barany, swinki i krowki. Te oczekujące swego losu i te już „dumnie” prezentujące się na hakach. I te babu6ki. Gwarzące, przekrzykujące się, zachwalające swoje produkty i niskie ceny. Jak to mawia Moni, SANEPID w tym kraju mialby pelne rece roboty. Pewnie dlatego nie istnieje.
Zaopatrzyliśmy się nie tylko w solenniye ogurci( dopiero w tym kraju do człowieka dochodzi, co slowo solenniy oznacza… ) Ogorki nie sa kiszone, sa PRZESOLONE! Były i pomidorki ( odmiana moskiewska) i inne zielska. Kupiliśmy i suroweczki, i jabłuszka, i napitki. Nastoya6iy russkiy kvas i… halvu! Wróciliśmy do domu obladowani bagażami. I bogatsi o kolejne doświadczenia jak postępować z miejscowymi!